Zapowiedź Grand Prix, nowego komiksu Marvano, wzbudziła we mnie sporą ciekawość. Choćby przykładowymi planszami, tak pięknymi jak ta poniżej:
Głównie jednak dlatego, iż poprzednie albumy tego autora wywołały w mojej głowie skrajne odczucia. Wieczna wojna powaliła mnie na kolana jeszcze za czasów magazynu Komiks Fantastyka (właściwie już chyba bez "fantastyki" w tytule). Ponowna lektura kilkanaście lat później, upewniła w przekonaniu, że mam do czynienia z komiksem fantastycznym (i bynajmniej nie chodzi o gatunek). Świetna historia, mocne i przekonywujące s-f, przedstawione oryginalną, stonowaną kreską. W międzyczasie była niemal równie dobra kontynuacja, wydana przez Egmont w postaci trzech albumów - Wieczna wolność.
Lektura tych komiksów stworzyła w mojej głowie oczywisty odnośnik do nazwiska Marvano - znakomity komiks. Pewnie dlatego, wydany kilka lat temu autorski Berlin Marvano, był dla mnie niczym zderzenie ze ścianą. Coś się nie zgadzało, właściwie to wszystko się nie zgadzało, bo grafice, w której zakotwiczona była intrygująca, zaskakująca i fantastyczna (tym razem dosłownie) fabuła, towarzyszył zupełnie inny sposób opowiadania historii. Zdecydowanie bardziej suchy, dokumentalny, dosłowny, czasami skrótowy. Czytało mi się to ciężko, co w przypadku komiksowego języka nie zdarza mi się często.
W zasadzie nie powinienem dziwić się tak diametralnym różnicom. Wcześniejsze fantastyczne komiksy rysował Marvano, ale autorem scenariusza był Joe Haldeman, amerykański pisarz science-fiction. Zazwyczaj jednak albumy te utożsamia się z nazwiskiem Marvano, poniekąd pomijając gigantyczny wkład scenarzysty (być może dlatego, że jego komiksowa przygoda ograniczyła się chyba tylko do tych projektów).
Podsycony więc świetnymi rysunkami (i kolorami) czekałem na Grand Prix z równym niepokojem, co nadzieją. Dziś jestem po lekturze (prawie, bo przyznam szczerze, że do końca nie dojechałem... ). Na kartach komiksu mamy wydawać by się mogło emocjonujący temat wyścigów samochodowych z międzywojennego dwudziestolecia, zarysowany na iskrzącym geopolitycznym tle, doprawiony kilkoma bardziej osobistymi wątkami bohaterów. Brzmi nieźle - tym bardziej nie mogę pozbyć się uczucia rozczarowania. Doceniam pracę, jaką musiał Marvano włożyć w powstanie tego albumu, zawartą dokumentalną wartość, dbałość o szczegóły, edukacyjne walory... ale to zdecydowanie nie jest komiks dla mnie. Graficznie leży mi bardzo, ale sposób opowiadania Marvano jest tu na tyle specyficzny, że nie pozwala mi wejść w czytaną historię.
Jeśli ktoś ma podobne odczucia, niech śmiało sięga po Wieczną wojnę (i ...wolność). Radość z lektury powinna być wprost proporcjonalna do rozczarowania Grand Prix.
Dzięki za recenzję. Podobnie zachwycałem się Wieczną wojną, podobnie męczyłem - a właściwie męczę się od kilku dni - z Berlinem. Grand Prix chciałem kupić właśnie z powodu świetnych grafik, ale teraz się wstrzymam. Dzięki!
OdpowiedzUsuńO dziwo, mnie również najbardziej zachwyciła Wieczna Wojna, potem było coraz gorzej, także pod względem graficznym, niby rysunki coraz lepsze, ale klimat coraz słabszy...
OdpowiedzUsuń