WOJENNA ODYSEJA ANTKA SREBRNEGO

sobota, 15 lutego 2014

SPIDER-MAN - gra planszowa, cz. 2

Spider-Man był pierwszą planszówką, do której postanowiłem się mocno przyłożyć i fajny pomysł (wtedy wszystkie moje pomysły były przecież bardzo fajne :)) "profesjonalnie" zrealizować. Pierwotnie powstała plansza A4 na technicznym bloku, ale moje ambicje nie zostały zaspokojone i postanowiłem wykorzystać dużą (format 4 x A4), grubą, katonową i składaną planszę z innej gry. Tym samym, z użyciem mazaków, plasteliny oraz innych pomocniczych elementów powstała (na odwrocie) plansza która przetrwała do dziś w dość dobrym stanie. Punkt wyjściowy rozgrywki był prosty: w Nowym Jorku pojawia się kilku Spider-Manów i każdy z nich (czyli graczy) próbuje udowodnić, że to właśnie od jest tym prawdziwym. Wygrać (czyli zostać prawdziwym Człowiekiem Pająkiem) można było na dwa sposoby: docierając jako pierwszy do celu wyznaczonego na planszy lub pozostać jedynym graczem przy życiu. W pierwszej wersji gry występowało 20 innych postaci (superbohaterów i superłotrów), które poznałem na łamach miesięcznika, wydawanego przez TM-Semic. I to właśnie polska edycja serii była dla mnie źródłem wiedzy o nowych anty/bohaterach. Systematycznie przez kilka lat, równolegle do wystepów w komiksach, pojawiali się oni również w mojej grze. Ostatecznie powstało 115 kart postaci! Osobne grono stanowiła grupa mutantów, która dzięki komiksowej serii zasłużyła u mnie na wyróżnienie i odgrywała ważną, bardzo pozytywną rolę - każdy chciał spotkac X-Menów, bo zdecydowanie zwiększało to szanse na wygraną.


W pewnym momencie zacząłem rozwijać grę w niebepiecznym kierunku, chyba podąrzając ścieżką Marvela, który wprowadzał ciągle nowe postacie, klony, odpryski i tysiąc powiązanych wątków. Tak między innymi powstała dodatkowa plansza Torment, którą jednak po jakimś czasie gremialnie uznaliśmy za niepotrzebną i wycofaliśmy z rozgrywek (tym bardziej, że nigdzie nie zapisałem zasad rządzących tym "odpryskiem" i po pewnym czasie sam już nie bardzo wiedziałem, jak w to grać...).

Do dziś uważam, że dużym atutem gry była jej nieprzewidywaloność. Udało mi się wówczas stworzyć rozgrywkę, w której każda z postaci (jeśli nie straciła wszystkich punktów życia) miała szansę wygrać grę w każdym jej momencie. Oczywiście poszczególne wydarzenia i los sprawiały, że jedni mieli na to coraz większe szanse, inni mniejsze, ale do końca wszystko zostawało otwarte...

... ciąg dalszy nastąpi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz