WOJENNA ODYSEJA ANTKA SREBRNEGO

poniedziałek, 7 stycznia 2013

Z życia Echomana

Z życia Echomana - chyba właśnie taki tytuł nosił cykl, tworzonych przeze mnie satyrycznych rysunków, publikowanych jeszcze w latach 90-tych w lokalnej prasie. Pomysł na tego posta zrodził się w momencie, gdy wśród innych modelinowych ludzików (które prezentowałem TUTAJ), odnalazłem również figurkę Echomana. To dobra okazja, żeby napisać kilka słów o tej historii z przeszłości, która była ważnym etapem na mojej komiksowej drodze.


Do gazety trafiłem przez remiks różnych przedziwnych "przypadków", rozmów, decyzji i w pewien zimowy wieczór zostałem umówiony na rozmowę z redaktorem naczelnym tygodnika Echo Tomaszowa. Miałem wtedy 16 lub 17 lat i była to moja pierwsza zarobkowa robota (pomijam rysunek za kasę, wykonany na zlecenie kolegi z podstawówki, sprzedawanie butelek na skupie oraz kilka dniówek w pracy taty, gdzie próbowałem swych sił jako kasjer w hurtowni materiałów budowlanych - strasznie stresujące było wystawianie faktur, kiedy trzeba było poprawnie usłyszeć i wpisać dane osobowe kupującego). Tygodnik wydawany był przez właściciela lokalnej telewizji, stał dość dobrze na rynku, miał plany rozwoju i kolorową okładkę. Pamiętam, że było to dla mnie duże przeżycie, tata podwiózł mnie na spotkanie polonezem i zabrałem ze sobą teczkę rysunków, które nijak miały się do pracy, jaką mi zaproponowano.

Przez niemal trzy lata co tydzień robiłem rysunek, komentujący rzeczywistość - czasami lokalną, czasami jakieś ważne wydarzenia krajowe lub globalne. Robiłem rysunek, a właściwie trzy całkiem inne - tak, aby redaktor miał w czym wybierać. Dla mnie jako licealisty była to niezła szkoła życia/pracy, szczególnie w czasach, gdy internet kojarzył mi się z niczym lub co najwyżej z kilkoma zbędnymi stronami w internetowej kafejce. A o telefonach komórkowych słyszałem tylko wówczas, gdy rodzice opowiadali o znajomym biznesmenie, wracającym do kraju po kilku latach pracy za oceanem. Nieraz więc musiałem kilka razy dziennie biegać do siedziby redakcji, by zastać szefa i przedstawić swoje pomysły lub spędzać godziny na oczekiwaniu jego osoby. Wówczas bywało, że jako gnojek byłem poniewierany argumentami starszych (lub dużo starszych) publicystów i felietonistów - niekiedy słusznie, niekiedy mieli się na kim wyżyć. Ale trafiła się również pierwsza w życiu rozgrywka sieciowa w Duke Nukem, gdy późnym wieczorem grafik składający gazetę wykorzystał obecność młokosów mocno zainteresowanych takim tematem i zaprosił mnie i moich kumpli (których wciągnąłem do gazety, ale to inna bajka) do rozgrywki na kilku redakcyjnych kompach. Było to przeżycie niemal na miarę mojej pierwszej PC-towej gry na Atari - Sky & ... (nie pamiętam jak to się zwało... gdyby ktoś miał jakiś na tytuł gry, w której łaziło się ludzikiem - oczywiście strasznie pikselowym - po wyspie i zbierało części chyba jakiejś rakiety czy działa; lub info gdzie coś takiego można wyszperać w sieci, mile widziany komentarz).

Czasami rysunki były dobre i trafne, czasami otrzymywałem odpowiedź, że któryś z podjętych tematów jest ok, ale źle rozegrany - musiałem więc wracać do domu i zamiast kuć na sprawdzian z biologii wymyślać nowy rysunek do gazety. Co uważam wyszło mi na dobre. Jeśli czas naglił, siedziałem z tym wymyślaniem w redakcji, i był to czynnik niezbyt sprzyjający (szczególnie bardzo miłe Panie, ciągle zaglądające przez ramię z hasłem "o jak Ty ładnie rysujesz").

Oprócz kolosalnego jak na tamte młode czasy doświadczenia (różnorodnego), każdy miesiąc pracy przynosił przyzwoite pieniądze. Nie było kłopotów z wypłatą, a w pewien październikowy weekend udało mi się wziąć zaliczkę na poczet przyszłego miesiąca. Czemu październikowy spytacie? No nie pytajcie, przecież wiecie, na co każdemu porządnemu komiksiarzowi potrzebne są pieniądze w pierwszy weekend października*.

Niestety nie mam przy sobie żadnego rysunku z Echomanem (przeprowadzki robią swoje; w tym momencie powinny znajdować się gdzieś u moich rodziców) - dlatego na szybko sporządziłem wersję 2012. Może będzie okazja zaprezentować kilka z nich innym razem.

* wyjaśnienie dla niekomiksiarzy: w każdy pierwszy weekend października (bodajże od 1991 roku) odbywa się w Łodzi największy w Polsce festiwal komiksu, na którym pojawia się masa komiksowych nowości wydawniczych. W opisywanych czasach dla chłopaka mieszkającego w niezbyt dużym mieście, była to jedna z nielicznych okazji by zrobić takie komiksowe zakupy. No, może poza wagarowymi wypadami PKP do Łodzi do komiksowej księgarni na Piotrkowskiej... Tato, już wiesz :)))

2 komentarze:

  1. T gra to Spy & spy - sprawdź czy o to chodziło :-)
    http://www.youtube.com/watch?v=fOYVTS2Z49E

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dzięki! :))) dokładnie to była ta trzecia część na antarktydzie! szukałem kiedyś po tytule SKY & SKY bo coś mi do głowy przychodziło takie brzmienie :) a tu się okazuje SPY vs SPY! jeszcze raz dzięki!

      Usuń