Przeczytałem nowego Thorgala i zdecydowanie jestem lekturą rozczarowany. Głównym wrażeniem, które łomocze w mojej głowie jest statyczność tego tomu i zastosowanie zabiegu, który zazwyczaj w komiksach mnie drażnił - prowadzenie historii poprzez opowiadanie jednej z postaci. Przydługie wykorzystywanie takiego zabiegu bardzo często wywoływało u mnie odczucie, że jestem gdzieś poza głównym nurtem opowieści, że nie mogę wejść w świat bohaterów, a autorzy próbują mi niezbyt sprytnym sposobem przygotować grunt pod coś, co za chwilę będą opowiadać sami. Niestety, przez większość albumu Thorgal wydaje się być zupełnie nieistotną postacią, słuchaczem opowieści, którego mógłby zastąpić jakikolwiek inny, drugoplanowy bohater. Opowieści, która ciągnie się przez 1/3 albumu, i która przepełniona jest zbyt oczywistymi, prostymi rozwiązaniami/konsekwencjami, co niestety uskuteczniane jest również w dalszej części albumu.
Drugi mój zarzut to słaba czytelność niektórych fragmentów, i kierowałbym go zdecydowanie w stronę scenarzysty. Bo jako rysownik nie bardzo widzę wyjście z zastawionych na Rosińskiego pułapek (np. zbyt szybkie zmiany scen, wprowadzanie podobnych bohaterów w tłum, bogactwo scenerii, w których giną postacie). Chodzi o rozpoznawalność poszczególnych bohaterów, ale również klarowny przekaz niektórych fragmentów, czego przykładem jest 8 strona albumu. Dla mnie zupełnie nieczytelna - mam po tych kilku kadrach wiele pytań bez odpowiedzi i zaliczam wypad z ciągłości narracji. A domyślam się, że intencja scenarzysty była zupełnie inna: dać oddech bohaterom i przede wszystkim czytelnikowi, przy okazji nakreślając charakter sytuacji i klimat miejsca, w jakim rozgrywa się Kah Aniel.
I nie mogę tych negatywnych odczuć zrzucić na moją inną (niż za czasów Orbity) percepcję. Przez ostatnie kilkanaście lat zdążyłem się już przyzwyczaić do tego, że nie odbieram Thorgala przez pryzmat dziecięcej/nastoletniej rozbuchanej wyobraźni. Nie oczekuję sentymentalnych spotkań z niemal realnym fantastycznym światem. Swoją drogą jeszcze nigdy nie oceniałem tak ostro przygód Aegirssona. Bardziej wyrozumiały byłem nawet za czasów Królestwa pod piaskiem... bo jednak tamte albumy miały w sobie coś thorgalowskiego, opowiadały historię tego samego bohatera. Tym razem mam wrażenie, jakbym czytał zupełnie inną serię.
Zdecydowanie wygranym tego tomu jest Grzegorz Rosiński, który doskonali się w malarskich kadrach i ciągle szuka nowych plastycznych rozwiązań. Tym razem jest nieco bardziej akwarelowo, a rysownik skorzystał również z innego papieru... przynajmniej tak mi się wydaje. Znajdziemy w KahAnielu kadry przepełnione szczególami, znakomicie oddające "gęstość" przedstawianych miejsc. Ale zaraz obok nich są rysunki spokojne, bazujące bardziej na plamie niż kresce, z niebywale trafionymi pociągnięciami pędzelków.
Okładka rozbudziła we mnie apetyt, przywołując klimat tomu Między ziemią a światłem. Niestety, wewnątrz albumu nie odnalazłem Thorgala.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz