Spod znaku Vertigo wypływają zazwyczaj mroczne, cięższe klimaty. Ktoś powiedziałby, że bardziej ambitne, ale z tym jest różnie. Ostatnio tak zerknąłem na swój "główny" regał z komiksami, popatrzyłem, popatrzyłem... i mnie olśniło, już wiem, czemu ostatnio ksiądz po kolędzie tak dziwnie przyglądał się zgromadzonym tam komiksom: Miasto Grzechu, Śmierć, Prosto z piekła, Kaznodzieja, Hellboy, Żywe trupy, Lucyfer, Byłem Bogiem, Hellraiser... Dla kogoś z boku te moje półki faktycznie mogą dziwnie wyglądać...
Spora część z nich pochodzi z Vertigo, ma konotacje piekielne i jest pożądną lekturą.
Tak też jest z Amerykańskim Wampirem.
Główną postacią, wokół której kręcą się różne wątki jest Skinner Sweet, przedstawiciel nowego gatunku wampirów - taki, którego zdecydowanie trudniej zniszczyć. Wizerunkowo i charakterologicznie to po części Lobo przerobiony na wampirzą modłę - "Sweet nie potrzebował już bandy. Własnoręcznie wykosił całe Lakeview."A może i vice versa, tak jak teraz patrzę, to może i Lobo miał w sobie coś z wampira...
Z hasłem z okładki pierwszego tomu jednak zgodzić się nie mogę.
("W czasach, gdy wampiry opanowały całą popkulturę, ta historia zaskakuje świeżością i oryginalnością" - Entertainment Weekly). Ewolucja wampirów, polegająca na uodpornieniu na słoneczne światło i paru innych chwytach nie jest pomysłem powalającym oryginalnością. I choć w tej chwili nie przytoczę z rękawa konkretnego przykładu, to idę o zakład, że popkultura już wcześniej odgrywała taką melodię. Samo nazwisko współtwórcy, którym jest Stephen King, nie daje legitymacji do głoszenia takich haseł. Może dla niektórych zabrzmi to dziwnie, ale mimo wszystko dużo więcej oryginalności było choćby w "zmierzchowej" sadze Meyer. W tym momencie taki obraz wampira jest już wyeksplatowany na wszystkie możliwe sposoby, ale kilka lat temu bez wątpienia był odżwieżeniem wizerunku krewnych Draculi.
Pasuje mi bardzo grafika w tym komiksie. Dynamiczna krecha Albuquerque i (nakładane na dwa sposoby) kolory Dave'a McCaiga nie porywają oryginalnością, ale na pewno odnajdują się znakomicie w mrocznych klimatach. Podobnie zresztą jak rysunki Mateusa Santolouco, który dołącza do ekipy w drugim tomie i co niebądź przypomina dokonania Jea Lee.
Kawał dobrego komiksu, mimo +18-nastki na okładce niezbyt grobowego czy brutalnego - i dobrze, bo przewaga innych motywów służy dobrze tej historii.
PS. Zaskoczyło mnie pięć stron kończących album - chyba pierwszy raz widzę taki komiksowy trailer, typowe dla seriali tv "W NASTĘPNYM ODCINKU". Ciekawe, czy taki zabieg przyjmie się na szerszą skalę...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz