WOJENNA ODYSEJA ANTKA SREBRNEGO

piątek, 31 maja 2013

Powrót gołębi

Niemal rok temu przy okazji lektury pierwszego Essentiala z Wolverinem, powstało kilka tributowych pasków z gołębiami, luźno osadzonych w świecie Henryka i Bonifacego - najprościej znajdziecie je TUTAJ. Dziś, gdy kończę przyjemną i stosunkowo szybką przygodę z drugim tomem grubego Rosomaka, mogę powtórzyć ten zabieg.


Polecam zatem drugi opasły tom Essential Wolverine, w którym graficznie rządzi Marc Silvestri, a scenariuszowe stery solidnie trzymają Jo Duffy i Larry Hama (okładka ponownie w wykonaiu Marka Oleksickiego). Jednocześnie zapraszam na powrót pasków... z Wolverinem, gołębiami, a może też Henrykiem i Bonifacym.



środa, 29 maja 2013

Kotwica Marvano

Zapowiedź Grand Prix, nowego komiksu Marvano, wzbudziła we mnie sporą ciekawość. Choćby przykładowymi planszami, tak pięknymi jak ta poniżej:

Głównie jednak dlatego, iż poprzednie albumy tego autora wywołały w mojej głowie skrajne odczucia. Wieczna wojna powaliła mnie na kolana jeszcze za czasów magazynu Komiks Fantastyka (właściwie już chyba bez "fantastyki" w tytule). Ponowna lektura kilkanaście lat później, upewniła w przekonaniu, że mam do czynienia z komiksem fantastycznym (i bynajmniej nie chodzi o gatunek). Świetna historia, mocne i przekonywujące s-f, przedstawione oryginalną, stonowaną kreską. W międzyczasie była niemal równie dobra kontynuacja, wydana przez Egmont w postaci trzech albumów - Wieczna wolność.


Lektura tych komiksów stworzyła w mojej głowie oczywisty odnośnik do nazwiska Marvano - znakomity komiks. Pewnie dlatego, wydany kilka lat temu autorski Berlin Marvano, był dla mnie niczym zderzenie ze ścianą. Coś się nie zgadzało, właściwie to wszystko się nie zgadzało, bo grafice, w której zakotwiczona była intrygująca, zaskakująca i fantastyczna (tym razem dosłownie) fabuła, towarzyszył zupełnie inny sposób opowiadania historii. Zdecydowanie bardziej suchy, dokumentalny, dosłowny, czasami skrótowy. Czytało mi się to ciężko, co w przypadku komiksowego języka nie zdarza mi się często.

W zasadzie nie powinienem dziwić się tak diametralnym różnicom. Wcześniejsze fantastyczne komiksy rysował Marvano, ale autorem scenariusza był Joe Haldeman, amerykański pisarz science-fiction. Zazwyczaj jednak albumy te utożsamia się z nazwiskiem Marvano, poniekąd pomijając gigantyczny wkład scenarzysty (być może dlatego, że jego komiksowa przygoda ograniczyła się chyba tylko do tych projektów).


Podsycony więc świetnymi rysunkami (i kolorami) czekałem na Grand Prix z równym niepokojem, co nadzieją. Dziś jestem po lekturze (prawie, bo przyznam szczerze, że do końca nie dojechałem... ). Na kartach komiksu mamy wydawać by się mogło emocjonujący temat wyścigów samochodowych z międzywojennego dwudziestolecia, zarysowany na iskrzącym geopolitycznym tle, doprawiony kilkoma bardziej osobistymi wątkami bohaterów. Brzmi nieźle - tym bardziej nie mogę pozbyć się uczucia rozczarowania. Doceniam pracę, jaką musiał Marvano włożyć w powstanie tego albumu, zawartą dokumentalną wartość, dbałość o szczegóły, edukacyjne walory... ale to zdecydowanie nie jest komiks dla mnie. Graficznie leży mi bardzo, ale sposób opowiadania Marvano jest tu na tyle specyficzny, że nie pozwala mi wejść w czytaną historię.

Jeśli ktoś ma podobne odczucia, niech śmiało sięga po Wieczną wojnę (i ...wolność). Radość z lektury powinna być wprost proporcjonalna do rozczarowania Grand Prix.

wtorek, 21 maja 2013

Jednak inni mutanci

Dwa miesiące temu rozpocząłem romans z amerykańskimi zeszytówkami. Takimi typowo amerykańskimi, superbohaterskimi, wybierając możnaby powiedzieć klasycznych bohaterów Marvela, których wieki temu zaszczepił u mnie TM-Semic: Spider-Mana, Kapitana Amerykę i mutantów. Jeśli chodzi o x-menów, zdecydowałem się na All New X-Men Bendisa i Immonena - tutaj możecie przeczytać kilka słów na ten temat.

W międzyczasie postanowiłem jednak przerzucić się na Uncanny X-Men (również zresetowaną przez Marvel NOW!), z dwóch powodów. Po pierwsze byłem ciekawy jak poczyna sobie teraz Chris Bachalo, odpowiadający dzisiaj za grafikę w tym tytule - w polskich "złotych latach" amerykańskich zeszytów, rysownik ten pojawił się w momencie, gdy nasza edycja chyliła się ku upadkowi. Wtedy zaciekawiła mnie dość oryginalna wizja mutantów, których postacie nabrały "dziecięcych" rysów. Bez wątpienia również Chris Bachalo uczestniczył w wyznaczaniu ówczesnego rysunkowego trendu, naznaczonego nieco mangowością, poszerzanymi łydkami i coraz lepszym wykorzystywaniem komputerowych kolorów. Po drugie przy All New X-Men miałem już sporo do nadrobienia (kilkanaście zeszytów). Łatwiej więc było się przesiąść na tytul, z którym będę na bieżąco bez większej inwestycji. Właściwie znalazł się też trzeci powód - zaintrygowały mnie okładki tej serii.

Spróbowałem więc nowego Uncanny X-Men i zostałem przy tej serii. Co ciekawe, lektura pierwszego zeszytu All New X-Men okazała się przydatna - oba tytuły w roli scenarzysty prowadzi Brian Michael Bendis. I robi to w zgrabny sposób, który z jednej strony przeplata prezentowane historie, z drugiej pozwala czytać je zupełnie niezależnie i bez znajomości wydarzeń, rozgrywających się na kartach pokrewnej serii. Fajne rzeczy się tu dzieją, Bendis w prosty sposób nawiązuje do wydarzeń, które ukształowały dzisiejszą rzeczywistość mutantów, w sam raz dla nowych czytelników, nie ma tysiąca zagmatwanych wątków. Stara melodia w nowej atrakcyjnej aranżacji. Jak najbardziej polecam.


A co w pozostałych moich wyborach made in USA? Nadal pozostaję wierny Captainowi America, gdzie rządzi John Romita Junior wraz z kolorującym go Deanem Whitem. Scenariuszowo komiks nie powala, ale jest solidnym czytadłem. Tak jak wspominałem w jednym z poprzednich wpisów, z postacią pierwszego żołnierza amerykańskiej armii nie miałem zbyt wiele do czynienia, więc powroty do przeszłości prezentowane na łamach komiksu kształtują w mojej głowie nowy wizerunek tej postaci - nie wiem jak u innych, stałych czytelników serii. Nie mam pojęcia, czy Rick Remender (scenarzysta) tworzy nowe karty w historii Kapitana Ameryki, czy opowiada na nowo pomysły zaserwowane wcześniej przez innych twórców. Poniżej próbka tego, co robią panowie JRJ & White ze Stevem Rogersem.


Jeśli chodzi o Pająka zaliczyłem dopiero drugi zeszyt The Superior Spider-Man. I o ile od strony graficznej nie mam się do czego przyczepić, to fabuła opowiadanej historii robi się niestety nieco infantylna. Odpowiedzialny za scenariusz Dan Slott pędzi z powrotem Petera Parkera na połamanie karku. Który umarł. Peter Parker. Podobie jak w przypadku innych umarłych superbohaterów, można było się spodziewać również powrotu Petera Parkera. Ale w nieco bardziej przemyślany i zaskakujący sposób - jak na razie mamy "ducha", który bez wytchnienia towarzyszy nowemu wcieleniu Spider-Mana. Sama historia zamyka się na 19 stronach (!), ale szedłbym o zakład, że powracający do życia duch Petera pojawia się conajmniej na 30 z nich... No dobra, przesadzam, ale scenarzysta nowego Pająka (a może również redaktorzy, dający takie wytyczne) też srogo przesadzili. Liczę, że w kolejnych zeszytach scenariusz zbliży się jakością do strony graficznej.

Tak czy inaczej, polecam przygodę z Marvel NOW - ja mam z tego frajdę :)


poniedziałek, 20 maja 2013

MOJE ALLEGRO

Ponownie rzuciłem na Allegro część z mojej komiksowej kolekcji - znajdziecie tam bardzo różne pozycje: europejskie, japońskie, Żbiki, ale również komiksy mojego autorstwa z wrysowanymi grafami i oryginały zza oceanu (Image, Marvel). Zainteresowani mogą klikać TUTAJ.

niedziela, 12 maja 2013

TORGAL - przykładowa plansza

Dawno nie było słowa o TORGALu... rozpisanie kolejnej strony scenariusza niech będzie pretekstem do przypomnienia o tym komiksie. Mozolnie zbliża się ku końcowi i nadal jest w moich w planach na łódzki festiwal. Na razie są to jeszcze plany realne, wszak zostało kilka stron do narysowania (6-8) i skład... czyli niedużo. Przy sprzyjających warunkach i z pomocą Nieba dam radę! :)

Tymczasem przykładowa plansza, na której gościnnie pojawia się inna komiksowa postać, widniejąca również na okładce.


piątek, 3 maja 2013

WOA prosto z monitora

Jako że World of Aghart się ruszył, o czym pisałem w poprzednim poście, kolejna mała porcja na rozbudzenie apetytu - połowa świeżomalowanej planszy.